Niecodzienne wydarzenie miało miejsce podczas środowej (22 maja) transmisji programu "Tak jest" w TVN24. Na wizji doszło do ogromnej awantury między posłem PiS Piotrem Kaletą a posłem Lewicy Tomaszem Trelą. Wszystko przez dyskusję na temat Funduszu Sprawiedliwości, który zdaniem byłego dyrektora departamentu był pod całkowitą kontrolą ministra Ziobry. Sytuacja wymknęła się spod kontroli, posypały się wyzwiska, a poseł PiS opuścił studio.
Spięcie na wizji między politykami PiS i Lewicy
Gorąca atmosfera panowała w środę (22 maja) na planie programu "Tak jest" w TVN24. Doszło tam do bezprecedensowej awantury w studiu między posłem PiS Piotrem Kaletą a posłem Lewicy Tomaszem Trelą. Iskrą zapalną okazała się dyskusja na temat Funduszu Sprawiedliwości i rzekomego uprzywilejowania przez ministra Ziobrę niektórych podmiotów podczas rozdzielania środków.
Tematy związane z finansami zawsze budzą ogromne emocje, zwłaszcza gdy w grę wchodzą wielomilionowe kwoty z budżetu państwa. Redaktor prowadzący program najwyraźniej nie spodziewał się, że rozmowa na ten temat tak bardzo wymknie się spod kontroli. Początkowo politycy prowadzili merytoryczny spór, jednak z czasem sytuacja zaczęła przybierać niepokojący obrót.
Słowne utarczki między przedstawicielami przeciwnych opcji politycznych zdarzają się często w studiu telewizyjnym. Tym razem jednak doszło do przekroczenia granic dobrego smaku i kultury wypowiedzi. Ostry język dyskusji doprowadził do eskalacji napięcia, a wzajemne oskarżenia tylko dolały oliwy do ognia.
Obrażanie się, grożenie wyjściem ze studia przez posła PiS
W pewnym momencie poseł PiS Piotr Kaleta poczuł się obrażony słowami swojego rozmówcy z Lewicy. Zarzucił mu kłamstwo i przekręcanie faktów na temat zwierzchności urzędniczej. Wtedy padły pierwsze mocne słowa - Trela nazwał Kaletę "chamem".
Ten epitet najwyraźniej nie spodobał się posłowi PiS, który od razu zaczął grozić opuszczeniem studia. Mężczyzna żądał interwencji prowadzącego program i domagał się utemperowania zachowania swojego rozmówcy. Próbował też odwrócić sytuację, oskarżając Trelę o brak kultury i lewackie uprzedzenia.
Atmosfera z minuty na minutę stawała się coraz bardziej napięta. Politycy nie byli w stanie kontynuować merytorycznej rozmowy, a wzajemne zaczepki i wyzwiska tylko podsycały konflikt. I wtedy doszło do kulminacyjnego zdarzenia, które z pewnością zelektryzowało widzów przed telewizorami.
Czytaj więcej: Zmianki w polskich mediach publicznych: Nasza interpretacja prawa
Poseł PiS wyszedł ze studia, dziennikarz upomina drugą stronę

Gdy poseł PiS poczuł się całkowicie obrażony zachowaniem przeciwnika, nie pozostało mu nic innego jak opuścić plan zdjęciowy. Wcześniej jednak zdążył jeszcze odpalić kolejną armatę słowną, nazywając Trelę "chamem i burakiem". Takie określenia w końcu wypełniły czarę goryczy i zprowodały niesportowe zachowanie polityka.
Prowadzący program Marcin Zaborski najwyraźniej stracił już cierpliwość do agresywnego zachowania obu stron sporu. Choć upomniał posła Lewicy za użycie niewłaściwego słownictwa, to jednak gest posła PiS także musiał uznać za skandaliczny i niestosowny jak na osobę publiczną. Pokazanie Kaletowi drzwi wyjściowych ze studia telewizyjnego było więc w tej sytuacji w pełni zrozumiałe.
Takie gwałtowne incydenty w tv studio z udziałem czołowych polityków rzadko się zdarzają. Choć należy oczekiwać od nich wyższej kultury prowadzenia debaty, tym razem emocje wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem. Obie strony sporu mogły poczuć się obrażone, ale agresywne słowne ataki nigdy nie są dobrym sposobem na załagodzenie konfliktu.