Zajście w siedzibie TVP wywołało gorącą dyskusję w Sejmie. Posłanka PiS Joanna Borowiak zwróciła się bezpośrednio do premiera Donalda Tuska z pytaniem, czy stanie w jej obronie po tym, jak została poturbowana przez nieznanego mężczyznę podczas interwencji poselskiej. Sprawa poruszyła opinię publiczną, a nagranie z konfrontacji Borowiak i Tuska obiegło internet. Pojawiły się kontrowersje dotyczące tego, kim był napastnik i jaka jest prawdziwa wersja zdarzeń.
Zajście w siedzibie TVP
Do zdarzenia doszło w siedzibie Telewizji Polskiej przy ul. Woronicza w Warszawie. Jak poinformował poseł Sebastian Łukaszewicz z partii Suwerenna Polska, na miejscu pojawili się posłowie, którzy próbowali dostać się do gabinetu byłego prezesa TVP. Według relacji doszło tam do przepychanek.
Nagranie z budynku telewizji publicznej szybko obiegło media społecznościowe. Widać na nim, jak postawny mężczyzna broni dostępu do jednego z pomieszczeń. Pojawiły się oskarżenia, że to najemny ochroniarz, który stosował przemoc wobec parlamentarzystów.
Jedna z posłanek PiS, Joanna Borowiak twierdzi, że została poturbowana podczas interwencji poselskiej. Według jej relacji, mężczyzna szarpał jej kolegów partyjnych, a ją samą poturbował. Posłanka zgłosiła sprawę organom ścigania i założyła rękę w temblaku.
Z kolei poseł KO Roman Giertych zidentyfikował mężczyznę ze zdjęć jako dyrektora bezpieczeństwa Telewizji Polskiej. Jego zdaniem to etatowy pracownik telewizji publicznej.
Kontrowersje wokół zajścia w TVP
Opisywane zdarzenie wywołało sporo kontrowersji i stało się przedmiotem ostrej debaty politycznej.
Zwolennicy PiS twierdzą, że telewizja publiczna wynajęła agresywnego ochroniarza, aby zaatakował parlamentarzystów. Sugerują, że była to prowokacja mająca zdyskredytować opozycję.
Z kolei przedstawiciele obozu rządzącego zarzucają manipulację i celowe wycięcie fragmentów nagrań, aby zatuszować agresję samych posłów PiS wobec pracowników telewizji.
Borowiak pytała Tuska o obronę
Po tym, jak w mediach pojawiły się materiały z TVP, Joanna Borowiak wystąpiła w Sejmie. Zwróciła się tam bezpośrednio do premiera Donalda Tuska, pytając, czy stanie w jej obronie.
- Panie premierze Donaldzie Tusku, proszę mi odpowiedzieć, kobieta do pana mówi. Stanie pan w mojej obronie? Dzisiaj wyjdzie pan na mównicę i będzie pan mnie bronił? - pytała szefa rządu posłanka PiS.
Tusk nie odpowiedział na te słowa. W tle było słychać głos innego polityka PiS, który oskarżał ministra o wysłanie "zbirów", aby zrobili krzywdę Borowiak.
Nagranie z konfrontacji Borowiak i Tuska błyskawicznie obiegło internet, wywołując kolejną falę komentarzy.
Zwolennicy PiS argumentowali, że brak reakcji premiera to dowód, iż wiedział on o prowokacji w siedzibie TVP i ją akceptował. Z kolei politycy opozycji uznali wystąpienie Borowiak za element gry politycznej mającej odwrócić uwagę od problemów obozu rządzącego.
Czytaj więcej: Czy w Sejmie panuje chaos? Czarzasty proponuje chusteczkę dla pana posła Kalety.
Kim był mężczyzna w TVP
Jak już wspomniano, kontrowersje dotyczyły również tożsamości i roli postawnego mężczyzny, który pojawia się na nagraniach ze siedziby TVP. Część polityków PiS sugerowała, że to opłacony ochroniarz lub najemny osiłek.
Tymczasem poseł KO Roman Giertych zidentyfikował go jako Dyrektora Bezpieczeństwa Telewizji Polskiej. Według Giertycha, mężczyzna ten pracuje w TVP od wielu lat, więc trudno mówić o jakimkolwiek procederze wynajmowania ochroniarzy.
Inna interpretacja zajścia
Rzeczywiście, we wpisach w mediach społecznościowych pojawiło się nazwisko jednego z dyrektorów odpowiedzialnych w TVP za bezpieczeństwo. Sugeruje to, że mężczyzna widoczny na nagraniach to etatowy pracownik telewizji, a nie zewnętrzny ochroniarz.
Może to oznaczać, że doszło do nieporozumienia lub nieudanej prowokacji ze strony polityków PiS, którzy próbowali wymusić swój dostęp do pomieszczeń TVP. Sprawa wymaga dalszego wyjaśnienia przez organy ścigania.
Film z siedziby TVP obiegł sieć
Jak wspomniano na początku, kluczowym elementem całej sprawy było nagranie, które trafiło do internetu. Dokładniej chodzi o film z kamery monitoringu z siedziby Telewizji Polskiej przy ul. Woronicza w Warszawie.
Ujęcia te błyskawicznie rozeszły się po mediach społecznościowych, portalach internetowych i telewizjach. Widać na nich wspomnianego już dyrektora bezpieczeństwa TVP, który blokuje dostęp do jednego z pomieszczeń. Nagranie sugeruje także, że mogło tam dojść do przepychanek.
Niektórzy komentatorzy sugerują jednak, że film został zmontowany i celowo wycięto z niego fragmenty obrazujące agresywne zachowania samych posłów PiS względem pracowników telewizji.
Kontrowersje wokół nagrania
Nagranie z TVP z pewnością dolało oliwy do ognia i zintensyfikowało spór polityczny wokół całej sprawy. Pojawiły się sugestie, że materiał mógł zostać zmanipulowany tak, by ukazać tylko wybrane fragmenty zajścia.
Być może doszło do celowego wycięcia obrazów przedstawiających prowokacyjne lub agresywne zachowania polityków PiS. Może to tłumaczyć gwałtowną reakcję tego ugrupowania, które poczuło się oszukane i wprowadzone w błąd.
Sprawa wymaga dogłębnego zbadania, tak aby opinia publiczna mogła poznać pełny przebieg wydarzeń w siedzibie TVP bez manipulacji i selektywnego doboru faktów.
Borowiak potwierdza poturbowanie
Kluczową postacią całego zajścia jest posłanka PiS Joanna Borowiak, która twierdzi, że padła ofiarą ataku ze strony ochroniarza TVP. Po tym, jak sprawa nabrała rozgłosu, Borowiak wystąpiła publicznie, by potwierdzić, że została poturbowana.
- Nie zostałam ranna, zostałam poturbowana - unieruchomienie ręki w temblaku na 2 tygodnie. To nie były "przepychanki w TVP", tylko przemoc fizyczna ze strony wynajętego osiłka - mówiła posłanka.
Borowiak dodała, że zgłosiła sprawę na policję i będzie domagać się konsekwencji. Jej publiczne wystąpienie spotkało się jednak także z krytyką. Niektórzy komentatorzy sugerują, że posłanka wyolbrzymia skalę zajścia dla politycznych korzyści lub w ramach gry prowadzonej przez jej ugrupowanie.
Wersja Borowiak podważana
Pojawiły się głosy, że relacja posłanki PiS może nie do końca odpowiadać rzeczywistości. Przeciwnicy tej partii twierdzą, że cała sprawa została mocno wyolbrzymiona, a być może nawet zafałszowana przez obóz rządzący dla politycznych korzyści.
Zwolennicy Borowiak argumentują natomiast, że kobieta padła ofiarą przemocy, a bagatelizowanie sprawy to skandal i przykład agresji wobec parlamentarzystki. Opinie w tej sprawie są więc mocno podzielone.
Spór o wersje zdarzeń w TVP
Jak widać, cała sprawa zajścia w Telewizji Polskiej wywołała spore kontrowersje i stała się polem do ostrej walki politycznej pomiędzy PiS i opozycją. Obie strony przedstawiają odmienną interpretację wydarzeń.
Dla zwolenników partii rządzącej była to jasna prowokacja i przejaw agresji ze strony telewizji publicznej, która miała na celu zaatakowanie i zdyskredytowanie posłów PiS. Sugerują nawet, że cała akcja była inspirowana przez samego Donalda Tuska.
Z kolei opozycja widzi w tym raczej desperacką próbę odwrócenia uwagi od problemów obozu władzy, a być może nawet zorganizowaną odgórnie akcję mającą skompromitować telewizję publiczną za pomocą spreparowanych dowodów i manipulacji.
Prawda zapewne leży pośrodku, ale wyjaśnienie wszystkich faktów w tej głośnej już sprawie wymaga bardziej dogłębnego śledztwa.
Podsumowanie
Przedstawiłem w artykule kontrowersyjne zajście, do którego doszło w siedzibie Telewizji Polskiej. Opisałem przebieg wydarzeń w oparciu o dostępne relacje, zaznaczając sprzeczności w różnych wersjach zdarzeń prezentowanych przez polityków PiS i przedstawicieli opozycji.
Szczegółowo omówiłem rolę posłanki Joanny Borowiak, która twierdzi, że została poturbowana podczas interwencji poselskiej w TVP. Przytoczyłem jej publiczne wystąpienie, w którym potwierdza, że została poszkodowana i złożyła zawiadomienie na policję. Jednocześnie zaznaczyłem, że wersja posłanki spotkała się z krytyką i zarzutami o wyolbrzymianie całej sprawy.
Próbowałem też dociec, kim jest kontrowersyjny mężczyzna widoczny na nagraniu z TVP. Podaję dwie możliwe interpretacje - zarówno tę, która mówi o agresywnym ochroniarzu, jak i sugestię, że to etatowy pracownik telewizji.
Na koniec artykułu podsumowałem ogólny spór wokół odmiennych interpretacji całego zajścia prezentowanych przez polityków partii rządzącej i opozycji. Podkreśliłem, że do pełnego wyjaśnienia sprawy potrzebne jest dokładne śledztwo.